– Nasz proboszcz miał dwie twarze: jedną dla Pana Boga w kościele, a drugą dla ludzi w parafii – mówią mieszkańcy Janik.
W szpitalu, gdzie domagał się uśmiercenia dziecka , którego jest ojcem,
proboszcz Wieńczysław Ł. pokazał swoje najgorsze oblicze.
Janiki to niewielka wieś. Parafia – ponad 600 dusz.
– Dotąd nie było o nas głośno, choć mieliśmy się czym pochwalić
– dwóch wyświęconych księży, w tym jeden biskup, nie każdej wsi się
przydarza – mówi pani Anna. – Ale takiej reklamy, jaką zafundował nam
ten proboszcz, na pewno nie chcieliśmy.
Ksiądz Wieńczysław Ł. (lat 45) trafił tu w sierpniu ubiegłego roku. Mówili na niego nygus.
– Przed ołtarzem nawet się starał, krótkie kazania wygłaszał i od
polityki stronił, ale poza kościołem zachowywał się okropnie. Podczas
lekcji religii klął, a po wsi chodził w krótkich portkach, niczym jakiś
fircyk – oburza się jedna z mieszkanek Janik.
– A jak poznał Edytę?
– Przez kościelnego Piotrka, brata dziewczyny. To on poznał ją z
proboszczem, który poszukiwał kogoś do prania i sprzątania plebanii.
Edyta L. myślała, że chwyciła Pana Boga za nogi, ale szybko okazało się,
że ksiądz nie płacił jej za robotę. „To ofiara” – miał jej tłumaczyć.
Mimo to dziewczyna przyjeżdżała pod kościół i czekała na proboszcza, aż
ten skończy mszę. Już wtedy jej rodzina wiedziała, co się święci, bo
kościelny wprost nazywał proboszcza szwagrem, co słyszeli ministranci.
– Nietrudno było domyślić się proboszczowskich amorów. Pojechał z Edytą najpierw na wycieczkę,
a potem na wczasy. Nawet dziwiłem się nieco, bo przecież dziewczyna nie
należy do najurodziwszych, a i trochę opóźniona jest... Ledwo
podstawówkę ukończyła i lubi zajrzeć do kielicha jak i jej matka –
opowiada jeden z sąsiadów wielebnego.
Proboszcz kilka razy dziennie przyjeżdżał do domu Edyty. Przesiadywał z
nią godzinami na piętrze. Pokoik wyremontował, wykładzinę położył, stare
meble zakupił. Gdy matka Edyty usiłowała wejść na górę, wypraszał ją.
Także ojcu nie pozwalał odwiedzać córki. Później przyszła ciąża...
– Bałam się go. Groził mi wielokrotnie – mówi Marta L.
– Czy dawał córce pieniądze?
– Trochę pomagał, ale to sknera! Od początku nie podobały nam się jego
wizyty. Bezustannie na nas krzyczał. Powtarzał, żeby córka zostawiła
dziecko w szpitalu zaraz po urodzeniu, ale ona nie chciała.
Pani Marta cierpi i – jak mówi – ma „nerwicę i depresję”. Trzęsą jej się
ręce, gdy opowiada o księżowskich wizytach i amorach oraz o szumie,
który ostatnio ściągnął do Dankowic dziennikarzy. Żyją biednie. Mąż
Franciszek ma zaledwie kilkaset złotych emerytury, a z niecałych 4
hektarów lichej ziemi nie da się wyciągnąć kokosów. O niedawno
narodzonej Karolince jej babcia wypowiada się z troską:
– Dobrze byłoby, żeby miała ojca, nawet księdza, ale jak będzie trzeba, to ją sami wychowamy.
– Czy ksiądz przyznawał się do ojcostwa?
– My od początku wiedzieliśmy, że jest ojcem dziecka. Sam zresztą temu nie zaprzeczał.
* * *
Początkowo ksiądz zachowywał się jak prawdziwy ojciec. Woził Edytę do
ginekologa i do szpitala w Częstochowie. A jednak później namawiał
kobietę, by nie godziła się na cesarkę. Liczył na to, że dziecko nie
urodzi się żywe. Chciał je w szpitalu udusić razem z Edytą. Siłą go
odciągnęli. W końcu prosił lekarkę, aby zabiła niemowlę.
Prokuratura nakazała aresztowanie wielebnego, ale wkrótce odzyskał
wolność. Dlaczego? Ponoć jest chory na cukrzycę. Do dziś duchownemu nie
przedstawiono żadnych zarzutów. Dochodzenie toczy się... w sprawie.
– Wciąż przesłuchujemy świadków – usłyszeliśmy w Prokuraturze Okręgowej.
Gdy wylała się medialna zupa, ksiądz pod osłoną nocy pojawił się ostatni
raz na plebanii, by nad ranem wyparować niczym kamfora. Zniknął też
jego samochód. Kuria przysłała na zastępstwo innego kapłana, który
parafianom tłumaczył, że „ksiądz Wieńczysław zachorował”.
Ludzie już kilka miesięcy temu słali listy do kurii w Częstochowie, by
ta zabrała proboszcza. Biskup jednak nie reagował. Julian Ceglarz,
członek rady parafialnej, opisuje niedawny, nieprzyjemny incydent, gdy w
szkole w pobliskim Aleksandrowie proboszcz podczas lekcji religii
zapytał jedną z uczennic, dlaczego ma tak duży dekolt. „Niech ci matka
biustonosz kupi, żeby ci cycki nie wisiały. Bo ja lubię jak stoją” –
miał powiedzieć wielebny. Dziewczyna rozpłakała się i uciekła do domu.
Jej ojciec dał później księdzu w pysk przed remizą.
Dyrektorka szkoły Małgorzata Wiewiórowska-Kluba o tej sprawie rzekomo
nie słyszała, ale docierały do niej inne sygnały o niestosownym
zachowaniu proboszcza.
– Ksiądz miał problemy z utrzymaniem dyscypliny podczas lekcji religii,
wiele zastrzeżeń budził także język, jakim posługiwał się na co dzień.
Szczególnie trudno było zaakceptować jego niewybredne uwagi. Właśnie z
tego powodu interweniowała jedna z matek i ksiądz musiał przeprosić jej
córkę. Dziewczynka zrezygnowała z uczestniczenia w lekcjach religii,
choć pochodzi z katolickiej rodziny.
– Czy w takim razie interweniowała pani w kurii?
– Nie, nadzór nad księdzem uczącym religii mam znacznie ograniczony. Oceniać go i kontrolować może kuria.
– Co zamierza pani teraz zrobić w związku z tym, co się stało?
– Nie wyobrażam sobie, by ksiądz powrócił do nas po wakacjach. Ale odwołać księdza może wyłącznie kuria...
* * *
Nikt w Janikach nie wyobraża sobie powrotu księdza Wieńczysława. Już
wcześniej nie darzyli go zaufaniem, dlatego np. nikt nie chciał dawać
pieniędzy na zakupienie kostki, która miała być ułożona wokół kościoła.
Ludzie mówili wprost, że kostka będzie ułożona, owszem, ale przed domem
Edyty, by ksiądz nie brudził sobie sutanny.
– A teraz tym bardziej nie chcemy spowiadać się u takiego diabła – mówi „FiM” rozgniewana mieszkanka Dankowic.
A jednak historia z dzieckiem księdza nie dla wszystkich była jednoznaczna. Są i tacy, którzy próbują go tłumaczyć.
– To chłop jak każdy inny i powinien mieć babę. Wielu księży ma dzieci,
płaci alimenty i nic się nie dzieje – mówi sąsiad proboszcza. Jest w
mniejszości.
* * *
Zszokowana kuria początkowo milczała. Po kilku dniach rzecznik
archidiecezji częstochowskiej ks. dr Andrzej Kuliberda wydał
oświadczenie, w którym stwierdził, że w ciągu 18 lat pracy
duszpasterskiej proboszcza z Janik nie było żadnych „problemów z
zachowaniem celibatu kapłańskiego”, zaś księżowska „opieka nad Edytą
wypływała z troski o człowieka potrzebującego, a nie z pobudek o podłożu
seksualnym”. I dodaje: „Ksiądz Wieńczysław nie przyznaje się do
przypisywanego mu ojcostwa”. Nic dodać, nic ująć. Wart Pac pałaca...
kurialnego.
* * *
W to, że Wieńczysław nie jest ojcem dziecka, w parafii nie wierzy nikt.
Nawet nieliczni zwolennicy księdza. Wszyscy są już jednak zmęczeni
skandalem. Chcą jak najszybciej zapomnieć. Za wielebnego wstydzi się
nawet jego ojciec, żyjący
w nędzy w Siewierzu. „Mojego syna chyba opętał sam diabeł” – mówi pan Stanisław.
BARBARA SAWA-autor artykułu
Cudem ocalona
Radio TOK FM zorganizowało konkurs na imię dla córeczki księdza
Wieńczysława Ł. Słuchacze wykazali się dużą inwencją w kombinowaniu, jak
nazwać uroczą, choć niechcianą księżowską latorośl. Padały propozycje:
Wieńczysława (po tatusiu) oraz bardziej wysublimowane, np. Celibatka czy
Kapłanna. Ostatecznie zwyciężyło imię Monstrancja. Prawda, że ładne?
Korzystam z archiwum tygodnika Fakty i mity
poniedziałek, 4 stycznia 2021
17- Chyba diabeł go opętał...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz