Co może przeżywać człowiek przetrzymywany ponad 20 lat w ciemnej,
zimnej piwnicy?
Mogłaby o tym opowiedzieć młoda kobieta, która swoje życie postanowiła związać z Kościołem.
Ale nie opowiedziała, bo zwariowała...
Przechadzając się po starym Krakowie, nie sposób przeoczyć licznych,
wpisanych w pejzaż starówki, monumentalnych, prastarych zabudowań
klasztornych, które, otoczone wysokim murem, swą surowością
i niedostępnością żywo przypominają więzienia czy twierdze.
Te posępne przybytki mają służyć zamieszkałym tam ludziom w ich dobrowolnej
izolacji od otaczającego świata.
A ile mrocznych sekretów i tajemnic kryją?
Jedną z makabrycznych historii przedstawimy poniżej.
~~ ~~ ~~
Dziewiętnastowieczny Kraków uchodził za miasto konserwatywne,
klerykalne, a zarazem ciche i spokojne, tchnące galicyjską prowincją.
I dużo w tym prawdy, jednak były i takie chwile, gdy gród wrzał z nienawiści do kleru,
a niektórych hierarchów najchętniej powieszono by na latarniach.
Czym miejscowy Kościół zapracował sobie na taką reakcję bogobojnego społeczeństwa?
Barbara Ubryk urodziła się w 1817 roku w Węgrowie na Mazowszu, w ubogiej chłopskiej rodzinie.
Gdy miała 13 lat, zmarł jej ojciec, a trzy lata później osierociła ją matka.
Zrozpaczona, samotna dziewczyna postanowiła resztę życia spędzić w zakonie.
Wybór padł na Zgromadzenie Sióstr Wizytek w Warszawie.
Ponieważ jednak nie miała posagu, zamknięto przed nią furtę tego klasztoru.
Poradzono dziewczynie, by spróbowała swych sił u sióstr karmelitanek,
które z racji bardzo surowej reguły klasztornej cierpią na brak powołań.
I faktycznie – tam się Basi „powiodło”.
W 1840 roku wstąpiła do nowicjatu przy klasztorze sióstr karmelitanek
w Krakowie, a w 1841 r. złożyła wieczyste śluby zakonne, przyjmując
imię Barbary Teresy od św. Stanisława.
Co się działo z tą młodą dziewczyną, gdy zatrzasnęła się za nią brama klasztoru?
Kościół zadbał o to, by do dziś te informacje nie ujrzały światła
dziennego. Pozostają więc domysły – czy jej młode serce pokochało
jednego z mężczyzn
pracujących w przyklasztornym gospodarstwie (takie krążyły plotki)?
Czy też, po miesiącach spędzonych w celi, zmieniła zdanie co do swego
powołania?
Tak czy inaczej, dziewczyna zdecydowała się za wszelką cenę opuścić klasztor, a gdy jej tego zabroniono, postanowiła uciec.
Niestety, ucieczka zakończyła się fiaskiem i Basia stała się więźniem Kościoła.
Już nigdy, jako świadomy człowiek, nie zaznała smaku wolności.
Zakonnice za wszelką cenę nie chciały dopuścić, by wieść o zbuntowanej
dziewczynie przedostała się za klasztorne mury.
Mogłoby to spowodować spadek zaufania do zakonu i wynieść poza jego mury zakonne tajemnice.
Dlatego młodą kobietę zamknięto w piwnicy, w pomieszczeniu bez okna, i
zaczęto jej wmawiać, że jest owładnięta przez szatana, a siostry chcą
jej pomóc.
Ta pomoc polegała na przykładaniu do ciała pijawek (by wypiły skażoną przez
diabła krew) oraz wielogodzinnych spowiedziach (przesłuchaniach raczej)
udręczonej.
Po miesiącach takiej terapii dziewczyna dostała furii, rozwaliła
znajdujący się w celi piec kaflowy i jego kawałkami rzucała w swe,,
dobrodziejki”.
Zakonnice obezwładniły Basię, a z celi pousuwano wszystkie przedmioty.
Skutek był taki, że dziewczyna kolejne 20 lat spędziła w ciemnej, nieogrzewanej piwnicy, poddawana sadystycznej pseudo-terapii.
Karmelitanki powiadomiły o tych wydarzeniach najwyższe władze zakonne
i kościelne, jednak te przyznały, że lepiej nie robić skandalu i nie uwalniać więzionej dziewczyny.
Z upływem lat o losie Barbary dowiedziały się osoby świeckie – lekarze
klasztorni i niektórzy pracownicy gospodarczy, jednak wszyscy byli
zobligowani
do zachowania milczenia.
W końcu o klasztornym więźniu usłyszał niejaki Gąsiorowski, z zawodu księgarz, i pobiegł na policję.
21 lipca 1869 roku stróże prawa wraz z przedstawicielem biskupa udali się
do klasztoru w celu przeprowadzenia rewizji.
Widok, jaki tam ujrzeli, wstrząsnął nawet doświadczonymi funkcjonariuszami.
W ciemnej, mokrej piwnicy leżał we własnych odchodach nagi, brudny wrak człowieka.
Gdy więziona kobieta ujrzała ich, zaczęła błagać o coś do jedzenia.
Przerażeni policjanci natychmiast uwolnili Barbarę Ubryk, przewieźli ją
do szpitala, a przeciw jej oprawczyniom – przeoryszy Marii Wężyk i jej
poprzedniczce Maurycji Josaph – skierowali skargę do sądu.
Wstrząsająca historii Barbary lotem błyskawicy obiegła Kraków.
W spokojnym dotąd mieście wzrastała antyklerykalna gorączka, potęgowana
jeszcze przez doniesienia prasowe.
Przed murami klasztoru na Wesołej (dziś ul. Kopernika) zebrał się spory tłum żądnych zemsty krakowian.
Niemal w ostatniej chwili interwencja wojska uratowała karmelitanki przed linczem, gdyż ludzie rozbijali już klasztorne drzwi.
Jednak zamieszki przeniosły się pod inne klasztory, zaczęto wznosić hasła
antykościelne, bo nabrzmiały przez lata wulkan zastrzeżeń i niechęci
do pazernego i bezdusznego kleru znalazł wreszcie swoje ujście.
Do władz miasta wpłynęła petycja od mieszkańców z żądaniem wydalenia
zakonu karmelitanek oraz bardzo nielubianych jezuitów.
O Krakowie zrobiło się głośno we wszystkich krajach c. k. monarchii, głównie
za sprawą lewicowej prasy.
Jednak po paru tygodniach emocje opadły.
Życie w Krakowie znów poczęło biec spokojnym galicyjskim rytmem.
Karmelitanki, powołując się na konkordat (który zakładał wobec
duchownych nadrzędność prawa kanonicznego nad świeckim) i władzę
zwierzchnią w Rzymie, zostały w 1869 roku uniewinnione przez sąd
galicyjski.
A udręczona Ubrykówna do końca życia pozostała w szpitalu dla umysłowo chorych, gdzie zmarła w 1898 roku.
Jednak jej ofiara nie poszła na marne.
W odległych Włoszech sprawa Barbary Ubryk (nazywana tam la monaca
di Cracovia) została wykorzystana przez następców Galibardiego
jako ważki argument w walce z Rzymem.
POLSKA PARAFIALNA -Fakty i mity .Nr 1 (461) - 2009 r.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz