poniedziałek, 28 grudnia 2020

7- zakonnica Alcja ostrzega...




Dziewczyno, jeśli masz 20 lat, mieszkasz
na głębokiej prowincji i wiesz, że jedyną
przyszłością jest tam dla ciebie dożywotnia
bieda, mąż pijak i siedmioro dzieci – to i tak,
broń Boże, nie wstępuj do klasztoru.


   Nawet jeśli cała twoja odwaga płynie z wiary i poza nią nie masz właściwie nic, klasztor nie jest miejscem, które pozwoli ci wygrać życie. Przeciwnie, już po kilku latach zamienisz się w zgorzkniałą i wstrętną babę. Nigdy nie zdołasz się
z tej pułapki wydostać. Twoja młodzieńcza pobożność, twój szczery altruizm zaowocują zgodą na wyrzeczenia, które zamkną cię na całe życie w dobrowolnym więzieniu.
Siostrzyczki wiedzą, jak łatwo omotać osoby, które prosto spod rodzicielsko-szkolnej kurateli trafią pod walec klasztornej reguły.

-Chodzi o to, żeby potencjalne kandydatki nie miały zbyt dużo doświadczenia, by nie zdążyły poznać smaku niezależności finansowej i (co się z tym wiąże) możliwości samodzielnego decydowania o sobie.

    Pierwsze reguły, których doświadczysz za bramą klauzury, to ścisła izolacja, kontrola i baczna obserwacja. Ta sytuacja nie zmieni się aż do ślubów wiecznych, czyli – bagatela! – przez 9 lat.
W tym czasie musisz uważać na każde słowo wypowiedziane nawet w gronie przyjaciółek. Mistrzyni nowicjatu umie tak manipulować twoimi mniej inteligentnymi współsiostrami, że powtórzą jej wszystko. Nie mniej pilnie strzec się musisz spowiedników, bowiem – zgodnie z kościelno-klasztorną tradycją – w nowicjatach nie obowiązuje żadna tajemnica spowiedzi. Wszystkie twoje sekrety, obawy i wątpliwości każdy księżulo prosto z konfesjonału poleci wyklepać Mistrzyni, a ta na swój sposób zajmie się ich rozwiązaniem.

    Wszystkie listy, które napiszesz, będziesz musiała – niezaklejone – oddać swojej przełożonej. Od niej też otrzymasz – otwarte i przeczytane – te, które przyjdą do ciebie. Lepiej więc pisać jak najmniej i powiedzieć bliskim, żeby także nie pisali zbyt dużo. Ryzykujesz po prostu wtrącanie się Mistrzyni we wszystko, aż po dyktowanie, co masz w konkretnej sytuacji odpowiedzieć. W konsekwencji nowicjuszki zazwyczaj wolą urwać kontakt z rodziną. Taki skutek również jest przewidziany i dobrze obliczony. Dzięki niemu klasztor uzyskuje ludzi wykorzenionych, którzy powoli przestają samodzielnie myśleć i wiedzieć, kim są.

    Ograniczenie kontaktów dotyczy nie tylko tak zwanego świata. Nowicjuszki nie mogą rozmawiać z profeskami – poza kilkoma, które mieszkają na ich terenie i mają ściśle określone funkcje w nowicjacie. Profeski obejmuje taki sam zakaz. Wszystko to wytwarza specyficzną atmosferę getta i w żaden sposób nie pozwala ci wyrobić sobie prawdziwej opinii o instytucji, do której trafiłaś.

    Zrozumienie przyjdzie później, kiedy zerwanie więzów stanie się niezwykle trudne. To, co na razie wiesz o zakonie, to twoje oczekiwania
i projekcje plus opowiadania Mistrzyni. Rzeczywistość jest za oknem – nie możesz tam wyjść, żeby jej dotknąć.
    Atmosferę niepewności, obaw i lęku wytwarza w nowicjacie dobrze zainscenizowany teatr wokół sióstr odchodzących (lub wydalanych). Pewnego dnia, bez żadnego uprzedzenia, na zakończenie milczenia podczas posiłku, Mistrzyni grobowym głosem oświadcza, że siostra taka a taka właśnie nas opuściła. Przyczyna zniknięcia niedawnej towarzyszki nie jest nikomu znana. Mistrzyni wyrzuca nowicjuszkę, zanim ta zdoła jawnie sformułować krytykę lub wyrazić swoje niezadowolenie.

    Ważne jest to, żeby zostające dobrze zrozumiały: za każde podejrzenie o nielojalność może je spotkać to samo – upokorzenie, utrata dobrego imienia i oczywiście wroga reakcja dewotów z rodzinnego środowiska. Cała sytuacja jest przeżywana zawsze w sposób wyolbrzymiony... I o to też chodzi. Nowicjuszka powinna za wszelką cenę wtopić się w instytucję. Myśleć na jej sposób, czuć na jej sposób.
    Wszystko jedno, czy jest to dobre i moralne, czy też nie. Klasztory lubią pokazywać swoje nowicjaty: wesołe, śmiejące się dziewczęta. Młode kobiety o wielkiej wrażliwości, szczerości, oddaniu.
Te same kobiety po roku spędzonym w klasztorze nie są już tak spontaniczne, pewne siebie i normalne. Ich uczuciowość, ich szczere reakcje wyssała klasztorna obłuda – kropla po kropli. Zgasły iskry w oczach i zniknęła ochota do śmiechu. Smutne, stłumione dziewczyny dochodzą po latach do upragnionego statusu wieczystej profeski, nie bardzo wiedząc, jak wielką cenę za to zapłaciły i jaką jeszcze przyjdzie im płacić.

    Zajęcia są tak pomyślane, żeby zużyć cały zapas twojej młodzieńczej energii. Wielogodzinne modły w kaplicy, ćwiczenia śpiewu, nauki Mistrzyni, trochę lektury (mocno ograniczonej) i praca fizyczna – wypełnią twój czas od szóstej rano do dziesiątej wieczorem.
    Nie byłoby to tak trudne i męczące, gdyby nie histeria grzechu, którym obciążone jest każde niedociągnięcie. Mistrzyni, nazywając to praktykowaniem pobożności, będzie wymagała od ciebie, żebyś na kolanach przed całą wspólnotą oskarżała się za drobne uchybienia w realizowaniu planu dnia, żebyś (ciągle na kolanach) prosiła ją o pozwolenie na czytanie książki (którą masz obowiązek czytać)...
   Masz sobie uświadomić własną pozycję wobec zakonu: jesteś nikim, petentką, która na kolanach ubiega się o dożywotni kontrakt pracy i w tym celu zgadza się spełnić wszystkie postawione wymagania.

    Powoli do twego narastającego zmęczenia dołączy się nowe odkrycie: nie zyskałaś nic poza teatralnym kostiumem, atmosferą dziwności i nowymi znajomościami, bo duchowość wcale nie mieszka pod tym adresem. Gdy to zrozumiesz, niekoniecznie będziesz miała odwagę, by się wycofać...
    W wieku dwudziestu lat nie jest łatwo, bez ryzyka utraty równowagi, kwestionować największe społeczne autorytety. Tym bardziej że pochodzisz przecież z niezwykle pobożnej rodziny, bezkrytycznej wobec sutanny czy habitu. Jeśli jednak przyznasz rację własnemu rozsądkowi, a nie autorytetom, znajdziesz się poza religią i poza społeczeństwem.
Zakonna formacja pomaga ci stracić odwagę, osłabiając zaufanie do własnych sądów.

    Najbardziej zniewalająca indoktrynacja w klasztorze dokonuje się oczywiście w oparciu o autorytet Jezusa i Maryi. Mistrzyni, a także liczni rekolekcjoniści, których poznasz, przypomną ci, że twoje grzechy są nieustannie przyczyną śmierci Chrystusa.
    Masz być przekonana, że twoją rolą jest nie tylko być posłuszną, ale nadto upodobnić się do cierpiącego mistrza. Jako zakonnica masz kochać cierpienie, masz przyjmować je z radością, masz pozwalać, by inni (to znaczy głównie przełożeni) ci je zadawali. Nie ma wprawdzie w tym rozumowaniu żadnej logiki, nie ma żadnego związku z atmosferą ewangelii, jednak brak teologicznego wykształcenia i niemożność konfrontacji z czymkolwiek innym sprawi, że nie będziesz protestować.

    Kościół zaprezentuje ci się w całej potędze wyrachowanej władzy
i autorytetu i w końcu, krok po kroku, zgodzisz się oddać mu życie, stając się niewolnicą hipokryzji.
==================
Na szczęście i w porę WYZWOLONA
Alicja Doan OSU (Unio Romana Ordinis Sanctae Ursulae)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz