Dziewczyno, jeśli masz 20 lat, mieszkasz
na głębokiej prowincji i wiesz, że jedyną
przyszłością jest tam dla ciebie dożywotnia
bieda, mąż pijak i siedmioro dzieci – to i tak,
broń Boże, nie wstępuj do klasztoru.
Nawet jeśli cała twoja odwaga płynie z wiary i poza nią nie masz
właściwie nic, klasztor nie jest miejscem, które pozwoli ci wygrać
życie. Przeciwnie, już po kilku latach zamienisz się w zgorzkniałą i
wstrętną babę. Nigdy nie zdołasz się
z tej pułapki wydostać. Twoja młodzieńcza pobożność, twój szczery
altruizm zaowocują zgodą na wyrzeczenia, które zamkną cię na całe życie w
dobrowolnym więzieniu.
Siostrzyczki wiedzą, jak łatwo omotać osoby, które prosto spod
rodzicielsko-szkolnej kurateli trafią pod walec klasztornej reguły.
-Chodzi o to, żeby potencjalne kandydatki nie miały zbyt dużo
doświadczenia, by nie zdążyły poznać smaku niezależności finansowej i
(co się z tym wiąże) możliwości samodzielnego decydowania o sobie.
Pierwsze reguły, których doświadczysz za bramą klauzury, to ścisła
izolacja, kontrola i baczna obserwacja. Ta sytuacja nie zmieni się aż do
ślubów wiecznych, czyli – bagatela! – przez 9 lat.
W tym czasie musisz uważać na każde słowo wypowiedziane nawet w gronie
przyjaciółek. Mistrzyni nowicjatu umie tak manipulować twoimi mniej
inteligentnymi współsiostrami, że powtórzą jej wszystko. Nie mniej
pilnie strzec się musisz spowiedników, bowiem – zgodnie z
kościelno-klasztorną tradycją – w nowicjatach nie obowiązuje żadna
tajemnica spowiedzi. Wszystkie twoje sekrety, obawy i wątpliwości każdy
księżulo prosto z konfesjonału poleci wyklepać Mistrzyni, a ta na swój
sposób zajmie się ich rozwiązaniem.
Wszystkie listy, które napiszesz, będziesz musiała – niezaklejone –
oddać swojej przełożonej. Od niej też otrzymasz – otwarte i przeczytane –
te, które przyjdą do ciebie. Lepiej więc pisać jak najmniej i
powiedzieć bliskim, żeby także nie pisali zbyt dużo. Ryzykujesz po
prostu wtrącanie się Mistrzyni we wszystko, aż po dyktowanie, co masz w
konkretnej sytuacji odpowiedzieć. W konsekwencji nowicjuszki zazwyczaj
wolą urwać kontakt z rodziną. Taki skutek również jest przewidziany i
dobrze obliczony. Dzięki niemu klasztor uzyskuje ludzi wykorzenionych,
którzy powoli przestają samodzielnie myśleć i wiedzieć, kim są.
Ograniczenie kontaktów dotyczy nie tylko tak zwanego świata. Nowicjuszki
nie mogą rozmawiać z profeskami – poza kilkoma, które mieszkają na ich
terenie i mają ściśle określone funkcje w nowicjacie. Profeski obejmuje
taki sam zakaz. Wszystko to wytwarza specyficzną atmosferę getta i w
żaden sposób nie pozwala ci wyrobić sobie prawdziwej opinii o
instytucji, do której trafiłaś.
Zrozumienie przyjdzie później, kiedy zerwanie więzów stanie się
niezwykle trudne. To, co na razie wiesz o zakonie, to twoje oczekiwania
i projekcje plus opowiadania Mistrzyni. Rzeczywistość jest za oknem – nie możesz tam wyjść, żeby jej dotknąć.
Atmosferę niepewności, obaw i lęku wytwarza w nowicjacie dobrze
zainscenizowany teatr wokół sióstr odchodzących (lub wydalanych).
Pewnego dnia, bez żadnego uprzedzenia, na zakończenie milczenia podczas
posiłku, Mistrzyni grobowym głosem oświadcza, że siostra taka a taka
właśnie nas opuściła. Przyczyna zniknięcia niedawnej towarzyszki nie
jest nikomu znana. Mistrzyni wyrzuca nowicjuszkę, zanim ta zdoła jawnie
sformułować krytykę lub wyrazić swoje niezadowolenie.
Ważne jest to, żeby zostające dobrze zrozumiały: za każde podejrzenie o
nielojalność może je spotkać to samo – upokorzenie, utrata dobrego
imienia i oczywiście wroga reakcja dewotów z rodzinnego środowiska. Cała
sytuacja jest przeżywana zawsze w sposób wyolbrzymiony... I o to też
chodzi. Nowicjuszka powinna za wszelką cenę wtopić się w instytucję.
Myśleć na jej sposób, czuć na jej sposób.
Wszystko jedno, czy jest to dobre i moralne, czy też nie. Klasztory
lubią pokazywać swoje nowicjaty: wesołe, śmiejące się dziewczęta. Młode
kobiety o wielkiej wrażliwości, szczerości, oddaniu.
Te same kobiety po roku spędzonym w klasztorze nie są już tak
spontaniczne, pewne siebie i normalne. Ich uczuciowość, ich szczere
reakcje wyssała klasztorna obłuda – kropla po kropli. Zgasły iskry w
oczach i zniknęła ochota do śmiechu. Smutne, stłumione dziewczyny
dochodzą po latach do upragnionego statusu wieczystej profeski, nie
bardzo wiedząc, jak wielką cenę za to zapłaciły i jaką jeszcze przyjdzie
im płacić.
Zajęcia są tak pomyślane, żeby zużyć cały zapas twojej młodzieńczej
energii. Wielogodzinne modły w kaplicy, ćwiczenia śpiewu, nauki
Mistrzyni, trochę lektury (mocno ograniczonej) i praca fizyczna –
wypełnią twój czas od szóstej rano do dziesiątej wieczorem.
Nie byłoby to tak trudne i męczące, gdyby nie histeria grzechu, którym
obciążone jest każde niedociągnięcie. Mistrzyni, nazywając to
praktykowaniem pobożności, będzie wymagała od ciebie, żebyś na kolanach
przed całą wspólnotą oskarżała się za drobne uchybienia w realizowaniu
planu dnia, żebyś (ciągle na kolanach) prosiła ją o pozwolenie na
czytanie książki (którą masz obowiązek czytać)...
Masz sobie uświadomić własną pozycję wobec zakonu: jesteś nikim,
petentką, która na kolanach ubiega się o dożywotni kontrakt pracy i w
tym celu zgadza się spełnić wszystkie postawione wymagania.
Powoli do twego narastającego zmęczenia dołączy się nowe odkrycie: nie
zyskałaś nic poza teatralnym kostiumem, atmosferą dziwności i nowymi
znajomościami, bo duchowość wcale nie mieszka pod tym adresem. Gdy to
zrozumiesz, niekoniecznie będziesz miała odwagę, by się wycofać...
W wieku dwudziestu lat nie jest łatwo, bez ryzyka utraty równowagi,
kwestionować największe społeczne autorytety. Tym bardziej że pochodzisz
przecież z niezwykle pobożnej rodziny, bezkrytycznej wobec sutanny czy
habitu. Jeśli jednak przyznasz rację własnemu rozsądkowi, a nie
autorytetom, znajdziesz się poza religią i poza społeczeństwem.
Zakonna formacja pomaga ci stracić odwagę, osłabiając zaufanie do własnych sądów.
Najbardziej zniewalająca indoktrynacja w klasztorze dokonuje się
oczywiście w oparciu o autorytet Jezusa i Maryi. Mistrzyni, a także
liczni rekolekcjoniści, których poznasz, przypomną ci, że twoje grzechy
są nieustannie przyczyną śmierci Chrystusa.
Masz być przekonana, że twoją rolą jest nie tylko być posłuszną, ale
nadto upodobnić się do cierpiącego mistrza. Jako zakonnica masz kochać
cierpienie, masz przyjmować je z radością, masz pozwalać, by inni (to
znaczy głównie przełożeni) ci je zadawali. Nie ma wprawdzie w tym
rozumowaniu żadnej logiki, nie ma żadnego związku z atmosferą ewangelii,
jednak brak teologicznego wykształcenia i niemożność konfrontacji z
czymkolwiek innym sprawi, że nie będziesz protestować.
Kościół zaprezentuje ci się w całej potędze wyrachowanej władzy
i autorytetu i w końcu, krok po kroku, zgodzisz się oddać mu życie, stając się niewolnicą hipokryzji.
==================
Na szczęście i w porę WYZWOLONA
Alicja Doan OSU (Unio Romana Ordinis Sanctae Ursulae)
poniedziałek, 28 grudnia 2020
7- zakonnica Alcja ostrzega...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz